Poniżej trochę toporny tekst relacjonujący nasz wyjazd. Toporny, bo nie mogłem znaleźć spręża, żeby do niego usiąść, więc ostatecznie zdecydowałem się umieścić fragmenty napisanego przeze mnie zaraz po powrocie sprawozdania dla PZA, który dofinansował nasze wspinanie - za co z Jarkiem dziękujemy. Zapraszam do lektury!
GREG
W dniu 17.03.2012 wyjechaliśmy z Polski w kierunku Chamonix. Do ostatniej chwili przed wyjazdem analizowaliśmy prognozy pogodowe, ponieważ nie były one jednoznaczne. Ostatecznie zdecydowaliśmy się wyjechać 17 marca popołudniu i zatrzymać na jeden dzień na Frankenjurze, powspinać, sprawdzić ponownie prognozę pogodową i podjąć decyzję, czy czekamy kolejny dzień, czy jedziemy do Chamonix.
Niedzielę 18.03 spędziliśmy na wspinaniu i wieczorem zdecydowaliśmy, że jednak jedziemy do Chamonix. W poniedziałek 19.03 zameldowaliśmy się w Alpach. Na miejscu w Biurze Przewodników uzyskaliśmy informację, że prognozowany mały opad śniegu (ok. 15 cm) był dużo większy i spadło ok. 40-50 cm śniegu. Dodatkowa informacja była taka, że śnieg ten spadł na beton i w związku z tym zrobiło się bardzo niebezpiecznie.W związku z zaistniałą sytuacją podjęliśmy decyzję o kolejnym przeczekaniu (tym razem 2 dni), aż śnieg siądzie i zrobią się lepsze warunki. Lepsze znaczy bezpieczniejsze, bo że tej zimy jest sucho i w ścianach jest mało lodu to wiedzieliśmy przed wyjazdem. Te dwa dni spędziliśmy znów w skałach, 350 km na południe od Chamonix, czyli w Finale Ligure.
Po dwóch dniach wróciliśmy do Chamonix. Mieliśmy przed sobą piątek i sobotę na działalność wspinaczkową, ponieważ w niedziele musieliśmy wracać do Polski. Pierwszą decyzję jaką podjęliśmy, to że Argentiere zmieniamy na Vallee Blanche (o warunkach wspinaczkowych na wschodniej ścianie Tacula wiedzieliśmy więcej, poza tym główny cel wyjazdu, czyli Lagard Direct miał kilka dni wcześniej próbę przejścia zakończoną wycofem z powodu spadających kamieni – potwierdziło to, że ta zima jest sucha i w ścianach jest mało lodu). Celem zastępczym we wniosku był Gabarrou-Albinioni na wschodniej ścianie Tacula. ), zainstalowanie namiotu 30 minut od wejścia w drogę, „obcykanie” podejścia i szczeliny brzeżnej, żeby na drugi dzień nie tracić czasu. Zjedliśmy posiłek, stopiliśmy śnieg na rano i poszliśmy spać. Noc była niezbyt komfortowa, bo w namiocie mieliśmy temperaturę minus 10 stopni.
W związku z temperaturą w drogę weszliśmy o 8 rano. Obawialiśmy się, że wcześniejsze wejście w ścianę (północną i przy takiej niskiej temperaturze) mogłoby nas „wybrać”, szczególnie gdyby pojawił się wiatr. Samo wspinanie szło sprawnie, wyciągi prowadziliśmy na zmianę.
Kluczowe są cztery nitki lodowe na koniec drogi, każda kolejna coraz trudniejsza. Z kolei pierwsza część drogi to podejście stromym kuluarem z jednym progiem lodowym i jednym krótkim skalnym odcinkiem, dlatego poza tym lodowym progiem, na którym wkręciłem chyba dwie śruby, resztę przeszliśmy z lotną asekuracją. Ta część drogi ma około 200-300 metrów. Druga część drogi to właściwe wspinanie w lodzie stromiejącą nitką. Nitka ma około 150-200 metrów (4 wyciągi).
Drogę skończyliśmy o 14-tej, czyli po sześciu godzinach, byłoby trochę szybciej, ale przed nami wspinały się trzy zespoły (dwa czeskie i jeden francuski) i nas spowalniały. Za nami wspinał się zespół włoski, ale po dojściu do pierwszych trudności lodowych wycofał się. Podobnie jak trzy pozostałe zespoły tego dnia i w ogóle większość zespołów (według autora przewodnika F. Demilano) drogę skończyliśmy po wyjściu z trudności przy ostatnim stanowisku zjazdowym, bez wychodzenia łatwym terenem na grań. Zjazdy zajęły nam około 3 godzin (korki na stanowiskach) i już po 17-tej byliśmy przy namiocie.
Następnie szybki obiad w postaci chińskiej zupki, zwinięcie namiotu i kolejne dwie i pół godziny to powolne podejście do stacji kolejki na Midi. Po 9 godzinach w ścianie i z ciężkimi worami na plecach, podejście to zapamiętamy długo...Po dotarciu na stację pozostało tylko nadmuchać term a rest i zalec pod drzwiami toalety zgodnie z przyjętym od lat zwyczajem (sama toaleta była już zajęta przed zespoły z Anglii, Włoch i Francji).
Rano zjechaliśmy do Chamonix, w markecie kupiliśmy jajka, świeżą bagietkę, ser, pomidory i sok pomarańczowy. Na trawniku pod Biurem Przewodników przyrządziliśmy pyszna jajecznicę i najedzeni ruszyliśmy do Polski.
Podczas wyjazdu zrobiliśmy jedną drogę – Gabarrou-Albinoni na wschodniej ścianie Mont Blanc du Tacul (450 m, WI4+), która była celem zastępczym w naszym wniosku o dofinansowanie. Trafienie w dobre warunki i pogodę zimą w Alpach nie jest łatwe, więc wyjazd uznajemy za udany, choć liczyliśmy, że uda się zrobić dwie drogi. Jednak duży opad śniegu i konieczność czekania na bezpieczniejsze warunki zweryfikowały nasze plany. Szczególnie żal, że znów nie udało się wbić w cel główny, czyli Lagard Direct na Les Droites. Może następnej zimy.
W wyjeździe towarzyszlyli nam: zespół z WKTJ, czyli Lulek i Agnieszka oraz dwa zespoły znad morza - Gosia z Markiem z KW Olsztyn i Witek z Darkiem z KW Trójmiasto.
Gorąca wiadomość sprzed kilkudziesięciu minut - Piotr Pilecki, prezes Gawry, stanął na wierzchołku Chana (7010 m n.p.m). Mimo nienajlepszego samopoczucia i wobiec kiepskiej pogody wyszedł w kierunku obozu drugiego, a potem spontanicznie w kierunku trójki. Gdy okazało się, ze jest szansa na jedyne na wyprawie okno pogodowe, wspólnie z resztą zespołu, czyli dwoma kolegami ze Speleoklubu Bobry Zagań, podjął decyzję o ataku szczytowym. Zakończonym sukcesem:-) Cała ekipa jest już w bazie. Gratulacje!!
01.04.2016
Dobra zmiana w Gawrze - Prima Aprilis!!
Na wczorajszym posiedzeniu zarządu podjęto jednogłośnie decyzję o zmianie nazwy i logo naszego klubu. Zamiast Speleoklubu Gawra będzie teraz Klub Aktywności Wszelakich "Ku Przygodzie". Mamy nadzieję, ze zmiana ta spodoba się wszystkim gawrowiczom - od dawna była zresztą postulowana w kuluarowych rozmowach. Więcej emocji wywołała na posiedzeniu kwestia nowego logo - część zarządu jest zdania, ze nietoperza warto zastąpić np. wizerunkiem przerębla. Zgody jednak na razie nie ma - Sówka upiera się przy nietoperzu, a Prezes lansuje przerębel. Reszta zarządu w tej sytuacji sugeruje logo pozytywne, które pogodzi wszystkich - np. bukiet wiosennych kwiatów, małego kotka albo tęczę.